Tilbagemelding
Bidrage med feedbackJednak moją przychylność zyskał burger z burakiem, który był perfekcyjnie doprawiony i kompletnie nie brakowało w nim mięsa;)dobrze wspominam również sałatkę z wędzonym kurczakiem i czosnkowym dressingiem . Lokal posiada tajemniczy, lekko mroczny klimat. Usiądziemy na wygodnych kanapach i z pewnością znajdziemy ustronny kącik.
Bardzo ładne wnętrze z werandą, jednak od strony Rozbratu praktycznie niemożliwe do znalezienia nie jest oznaczone. Obsługa sprawna (po prośbie o znacznie szybsze szykowanie dań w istocie znajdowały się na stole prawie od razu). Drinki w porządku, ale na tych się nie znam, jedzenie smaczne, za to burger buraczany to poezja absolutnie pyszny, jeden z lepszych jakie jadłam. Dodatki również świetnie dobrane. Edit po dwóch wizytach: Burger to nadal prawdziwe mistrzostwo świata, mięsny oraz żeberka również podobno godne polecenia te drugie wyjątkowo. Z dodatków szczerze rekomenduję bataty.
Ale fajny wieczór(jak widać na zdjęciu siostrze też się podobał ;D ! I eleganckie ugłaskanie początkowo zawiedzionego gościa. Jackpot odwiedziłem po raz pierwszy na urodzonach Zomato i muszę przyznać, że pierwsze wrażenie było bardzo mieszane. To jest akt odwagi ze strony lokalu wpuścić kilkudziesięciu wymagających gości mając świadomość, że wszyscy będą obserwować wszystko i potem najprawdopodobniej napiszą z tego recenzję. Według mnie Jackpot tego egzaminu nie zdał: oschła obsługa, naburmuszeni barmani, kiepsko wchodzący i ulepiasty welcome drink, jedzenie, wobec którego miałem mieszane uczucia (szczególnie suche jak wiór żeberka i wegetariańskie danie o smaku płaskim niczym fasolka z garnizonowej garkuchni ... Cóż, gdyby to była impreza integracyjna firmy ubezpieczeniowej, to bym to przełknął. Ale były to urodziny Zomato i Jackpot przed reprymendą uratowały obłędny drink z masłem orzechowym oraz voucher na ponowną wizytę, podczas której zmienili moje nastawienie o 180 stopni. W piątkowy wieczór koło 20.00 dało się jeszcze upolować stolik dla dwojga. Natychmiast pojawiła się przy nas przemiła i bardzo pomocna kelnerka, przeszła od razu na Ty (jak dobrz wyczuła, że mnie mierzi panowanie sobie przez dwudziestolatków! , gotowa polecać, doradzać i opowiadać o wszystkich pozycjach z karty. Ostatecznie stanęło na spring rollsach z serem, burgerze z pastrami oraz wędzonym ziemniakiem, kanapce z kurczakiem z chipotle mayo i puree truflowym, a także dwóch koktajlach: Tinderze i Jagódce. No i może poza dość zwykłymi spring rollsami reszta to była petarda! Burger z pastrami nieco ciężki, ale pełen smaku i wyrazisty, z dobrze skontrastowaną wołowiną i kapustą. Kurczak z chipotle mayo miał ten typ ostrości który daje kopa, ale jeszcze nie zabija smaku. I subtelne puree truflowe, i wędzony ziemniak dostają nagrodę dla niebanalnego dodatku, który można ze smakiem zjeść samodzielnie. No i wspaniałe koktajle! Podobno mają tu ambicję rozkręcić kulturę ich picia. Po spróbowaniu Jagódki i Tindera uważam, że są niemal skazani na sukces, bo całkiem pokaźne małe dzieła sztuki wychodzące z rąk ich barmanów aż proszą, by je sączyć powoli i delektować się każdą nutą. Nutkę wanilii na podniebieniu jaką zostawia Tinder czułem jeszcze długo ;
Na 2 urodziny polskiego Zomato zostaliśmy zaproszeni do lokalu Jackpot . Pewnie sam bym tu nie trafił, bo o ile jedziemy od południa ulicą Rozbrat zero szans na zauważenie lokalu, który sprytnie ukrywa się za 'Na Lato '. Od północy widać neon łatwiej trafić. Wystrój taki jaki być powinien w barze nie przytłacza, sprzyja luźnej atmosferze, są różne rodzaje siedzeń od stołków barowych po wygodne kanapy. Lokal podzielony jest na część z mini parkietem, salę w której można usiąść na wygodnych kanapach oraz przeszkloną część 'ogródkową '. Dla palaczy, szczególnie zimą ważne jest to, że na poziomie 1 znajduje się dość dobrze wentylowana palarnia : Co do picia? (Swoją drogą wiecie dlaczego wielu Czechów śmieszy to pytanie? Na początek gospodarze zaserwowali nam powitalnego drinka, który przygotowany w wielkiej ilości dla niektórych stał się również drinkiem pożegnalnym : Gorzki, z czarną oliwką i skórką z pomarańczy tak na pobudzenie apetytu w sam raz. Później można było skorzystać z przygotowanych specjalnie na ten wieczór koktajli na bazie Jacka Danielsa lokal jest Ambasadą JD jak to powiedział przedstawiciel właściciela. Oba ciekawe, ale szczególnie przypadło mi do gustu połączenie alkoholu z sokiem z buraka redukowanym na czerwonym winie i zaprawione sourem na bazie soku z cytryny. Na ten wieczór lokal przygotował też poczęstunek mniej płynny, choć słyszałem głosy wyrażające obawę, że będą tylko płyny : . W szklaneczkach (jak na bar przystało podano mini sałatki próbowałem tej z rybą i była bardzo dobra. Na stoły trafiły też żeberka i skrzydełka nie próbowałem oraz mini burgery bardzo dobry z rwaną wieprzowiną i niezły z rybą (choć na pierwszy rzut oka za sprawą atramentu kałamarnicy dodanego do bułek cała porcja wyglądała na solidnie przypaloną : Były też mięsne gniazdka z ogórkiem, koperkiem i sosem bardzo dobre. Oczywiście nie ma urodzin bez tortu. I tym razem wypiek był wyjątkowo udany zarówno w smaku jak i w formie. Jak to na urodzinach było hucznie, było smacznie, ale najważniejsze jest jednak towarzystwo w jakim się je spędza. Miło było zobaczyć 'starych ' znajomych oraz poznać osobiście 'nowych ' (nie o staż tu chodzi i w tym towarzystwie spędzić czwartkowy wieczór. No właśnie ja wiem że to tradycja, iż urodziny Zomato urządza w tygodniu, ale pewnie w piątek czy sobotę sala nie opustoszała by tak szybko... W tym miejscu chciałbym podziękować za prezenty... no tak to jakoś dziwnie się złożyło, że urodziny Zomato to takie urodziny, gdzie to nie jubilat coś dostaje, ale zaproszeni goście. Sosik się przydał jak najbardziej i serduszko też... Z kolejnego prezentu skorzystamy niebawem na pewno o tym przeczytacie :
Również bawiłem się na urodzinach Zomato. Zapewne, gdyby nie ten event, raczej są marne szanse bym sam z siebie wybrał się na Rozbrat 44A. Frekwencja dopisała, było dużo jedzenia, głośna muzyka i alkohol. Od progu przywitali nas uśmiechnięci pracownicy Zomato, a do ręki dostaliśmy powitalnego drinka, który mnie niczym nie zachwycił był za gorzki. Dużo ciekawszy był zakątek z jedzeniem niż parkiet z muzyką, ponieważ było dużo ciszej i można było bez wzajemnego przekrzykiwania się porozmawiać. Liczyłem, że znajdę więcej miejsca w brzuchu na dania zaserwowane przez Jackpot : Zacząłem od chilli, które może i było sycące, ale brakowało mi wielowarstwowości w smaku. Danie zdecydowanie broniło się po dodaniu śmietany. Następnie skierowałem wzrok na tacę z burgerami. Bardzo fajną pozycją był buraczany mini burger z kozim serem. Mini burger z rybą nie zdobył mojego serca. W przeciwieństwie do przystawek na które do teraz cieknie mi ślinka buły w wersji z pulled porkiem oraz z pastrami. Pierwsza, mimo iż dolna część zdążyła zmięknąć przez sos, było przepyszna, a mięso było pierwsza klasa. Drugą również bym z chęcią powtórzył i bardzo ucieszyło mnie, że kapusta nie zdominowała całości. Żeberka było baaaardzo słabe, nijakie w smaku, a mięso (którego było mało w stosunku do całości nie odchodziło od kości. Na szczęście tuż obok nich znajdowały się skrzydełka, które łączyły w sobie ostrość, kwasowość i słodycz. Znalazłem jeszcze miejsce tylko dla jednej pozycji sałatkę cesara. Mnie brakowało większej ilości sosu, ale boczek, parmezan i grzanki były w porządku. Na słodkie nie znalazłem już miejsca! Rzadko kiedy mam okazję pić drinki, a te zaserwowane przez barmanów bardzo mi podpasowały. Ten z masłem orzechowym (połączenie słodkiego i kwasu udany, tak samo jak buraczany . Wnętrze było ciekawe, szczególnie ekspozycja z butelkami. Obsługa sprawnie radziła sobie z brudnymi naczyniami i miałem szczęście, że nie natrafiłem na naburmuszonego kelnera : Z szatni nie korzystałem, a co do barmanów to nie mam jakiś większych zastrzeżeń. Po wizycie mogę śmiało stwierdzić, że chętnie bym tu jeszcze wrócił.