Tilbagemelding
Bidrage med feedbackJeden z najlepszych posilków w moim życiu. Urocza zlożoność smaków. Zupa pikantna i bardzo rozgrzewająca w listopadowy, zimny dzień. Rewelacyjne przystawki i bardzo ciekawe wino. Obsluga uprzejma i kompetentna, uważna, a nie osaczajaca. Muzyka etno, nie nachalna. Do tego toaleta idealnie czysta. Same plusy, żadnego minusika.
Ładny wystrój i fajny ogródek. Bardzo miła pani kelnerka, pomagała w doborze dań. Na zamówienie nie czekaliśmy długo. Kurczak z morelami (na słodko), adżarskie chaczapuri i choreszt smaczne. Porcje dań typowe (ok. 250 300g). Dobre piwo ormiańskie oraz wino morelowe. Ceny średnio wysokie. Możliwość płatności kartą. Jest toaleta.
Mieszane uczucia. Zamówiłem dwa dania, jedno mi smakowało, drugie niekoniecznie. Mogę pochwalić pierożki z baraniny, smakowały naprawdę spoko.
Gruzińska, popularna restauracja, w której cudem udało się nam dostać ostatni, niewielki stolik bez rezerwacji. Z racji na pełny lokal warto wziąć pod uwagę możliwość dłuższego czasu oczekiwania na zamówione dania, ale ich smak wynagradza czekanie. Khinkali, czyli pierożki z baraniny pyszne. Wszystkie dania aromatyczne, świetnie doprawione, smaczne.
Lavash to jeden z najpopularniejszych i najlepiej ocenianych restauracji w Łodzi. Ostatnimi czasy chodziły mi po głowie okołogruzińskie smaki, więc tym chętniej odwiedziliśmy to miejsce. Po wejściu przeżyliśmy lekki szok strasznie dużo ludzi, mało miejsca i brak tlenu. Ucieszeni, że dokonaliśmy rezerwacji siadamy przy naszym niedużym stoliku pod ścianą. Na sali rządzą dwie panie jedna młoda, energiczna dziewczyna, która opowiada obszernie o daniach z karty i zdecydowana, harda w obejściu, ale również miła pani Gruzinka ? . Ja decyduję się na kufte babci z baraniny, a mój chłopak na zachwalanego przez Ewa Tina śledzia w orzechach i khinkali z baraniną. Do posiłku zamawiam też armeńskie, półwytrawne wino z granatu świetna sprawa, aromat granatu lekko czuć, ale nie przytłacza trunku, czego się trochę obawiałam. Śledź z orzechami jest w porządku, choć orzechy jak dla mnie są zbyt mało wyczuwalne, niemniej chłopak pożera je ze smakiem. Po dłuższym czasie docierają nasze dania główne czyli niezawodne khinkali z soczystym i dobrze doprawionym farszem oraz cienkim ciastem oraz mój eksperyment. Pulpeciki z baraniny są podane ze słodko ostrym sosem brzoskwiniowym oraz puree z dyni i ziemniaków. Mięso rozpływa się w ustach, a owocowy sos dobrze zgrywa się z całością. Puree jest aksamitne, jedynie dziwi lekko gorzkawy aromat, który się w nim przebija nie mam za bardzo pomysłu co by to mogło być. Do dania domawiam także surówkę, która okazuje się niecodziennym wydaniem marchewki z orzechami włoskimi i kapustą kiszoną. Nasze odczucia są pozytywne, jedzenie bardzo nam smakowało i nie zabijało cenowo, choć nie jest to miejsce na spokojny obiad z racji małej ilości przestrzeni między stolikami i dużej ilości gości. Jest gwarnie, smacznie i uczciwie. Chętnie bym spróbowała innych pozycji z karty, jeśli kiedyś jeszcze pojawię się w Łodzi.